piątek, 9 października 2015

My year abroad - Gran Canaria (ERASMUS)

Update - this post should be uploaded in June 2014/Aktualizacja - ten post powinien być przesłany w czerwcu 2014.

EN
The end!
Exams passed, they had various difficulty levels - but in general I'm satisfied.
I promised you a listing about my experiences with year abroad - here it is.

My destination turned out to be Las Palmas de Gran Canaria on Canary Islands. Many people were incredibly jealous when I was saying that I'm going to Canaries for a year. There is nothing to hide - I was happy myself! It seemed like the year of fun, parties, sun and delicious food is waiting for me.

And some of it was true. I've met hundreds of amazing, open-minded people, I danced a lot to the beautiful latin music that I like a lot, I even took a course of salsa. I could go to the beach practically whenever I wanted to (as I lived on the island close to Africa and I had a nice weather almost all the time). I've admired views that I'm probably not gonna forget for the rest of my life - I have to admit it - beauty of Canary Islands in enormous. Mountains, ocean, beaches... All kinds of landscapes.

Basically, year abroad brought me a lot of amazing moments, new friendships and made me more mature.
First of all: who doesn't love living just by the ocean. I have to admit: it was amazing, walks by the shore, listening to waves hitting the coast, breathing the iodine every day... There was just one problem. Love of my life was 4119 km away (according to Google Maps, the shortest distance). I am a kind of person that doesn't enjoy nice views as much without her Other Half by her side. That was actually the main issue for me during my Canarian adventure - yes, long-distance sucks.

Every time when there was something cool happening, for example a Carnival which is a "must be" event in Spain, I couldn't be there in 100 % with my heart and mind. Of course, I was having fun, I would lie if I said I wasn't. There was something missing, though, something was not right, I shouldn't be there on my own, I shouldn't have so much fun while my boyfriend was working hard miles away. That's how I felt. I know now that I shouldn't have - of course it would be better if he could be there with me, but we all have only one life so we should make the most of it and try to enjoy every moment as it's our last one... Just in my case this last moment should be with him. ;) I was fighting with myself not to thing about the fact, that Kosio actually wanted to go there with me, wanted to take a gap year and just fall into this unknown world for one year with me. But "I knew better" of course. I thought it's not a good idea, he shouldn't leave everything and maybe even give his future career up because of me. I thought we would survive. And we did! :) With struggling, with worries, with milion thoughts a minute, with arguments over skype, with being mad, sometimes almost hating each other - but all of this just showed that we can get through everything together and after all love always wins.

Another "negative" part of my Erasmus exchange was something, that not everyone would call negative. ;) I had to study. "Didn't you go there to do so?" - you ask. Yes, I did. But I went there as well for adventure, for exploring, for parties - and because of the faculty I was in I actually, genuinely had to spend some evenings with my nose in books while students from other departments where on boat parties. I think that's my biggest regret actually - being on Gran Canaria island and not attending a single boat party!

Fortunately, I did find some time to socialize, I made friends from all over the world, I took part in Carnival - which everyone HAS TO experience at least one in their life, truly amazing, colourful, full of happiness and craziness event... and "la romeria" which is an all-day catholic celebration consisting of traditional dancing, singing religious psalms and songs and loads of tasty food. I was on La Romeria de Santiago Apostol, in Gáldar and it was something different, great, unforgettable. What's more, I re-connected with people that I knew before from university back in Wales and became very close friends with them - they have a very special place in my heart.

I gained some work experience while teaching English in a language school, where I also trained and - I believe - really improved my Spanish. What's more I had an opportunity to study different languages in Universidad de Las Palmas de Gran Canaria.
At first I thought that learning Spanish in English is difficult. But with time I was so used to English language, that it was normal for me.
Then - thanks to year abroad - I started studying Chinese in Spanish! And that's the challenge :D

Last, but not least, I've grown and matured.
I don't know why, I feel like domesticating in UK was somehow easier for me. Maybe it was because of the language, maybe because of the fact that I was learning English - and about Great Britain - since I was a child and in general we are more familiar with it in Poland than with Spain. Maybe because quite a lot of time passed since I moved to UK, so I don't really remember how difficult it was at the beggining. I'm not sure. What I know is that I had to take care of everything myself again - I had to search for the flat alone, I had to pay bills by myself, I had to set up a bank account - again in another country and I had to be very far away from people I love. That's why having friends there was so important and very very helpful - THANK YOU, team "K", if You're reading this.

Spain is beautiful. 'Erasmus' is amazing. Adventures are valuable.
I don't regret going to Gran Canaria even despite of seperating for a year with my boyfriend. Besides, he visited me sometimes. I think I gained a lot and - as for us - we had a life exam for our love.

If you're a student wondering if he should go for it and you're not sure if a year abroad is for you - ask yourself four questions from my previous post. If it still won't clear your head - just do it. What do you have to lose? Remember, noone can force you to do anything, there is always a way out - if something won't work out, you can always come back home. I think it's better than loosing a chance for the adventure of your life.

PL
I koniec!
Egzaminy już za mną, miały różne poziomy trudności - ale generalnie jestem zadowolona.
Obiecałam wam wpis o moich doświadczeniach związanych z rokiem za granicą - oto jest.

Moim celem docelowym okazało się Las Palmas de Gran Canaria na Wyspach Kanaryjskich. Wiele osób zazdrościło mi niesamowicie gdy mówiłam, że jadę na rok na Kanary. Co tu ukrywać - sama się cieszyłam! Wyglądało na to, że czeka mnie rok zabawy, imprez, słońca i pysznego jedzenia.

I część z tego była prawdziwa. Poznałam setki cudownych ludzi z otwartymi umysłami, dużo tańczyłam do pięknej latynoskiej muzyki którą bardzo lubię, nawet wzięłam kurs salsy. Mogłam iść na plażę praktycznie kiedykolwiek chciałam (jako że mieszkałam na wyspie blisko Afryki miałam ładną pogodę prawie zawsze). Podziwiałam widoki których prawdopodobnie nie zapomnę do końca życia - muszę to przyznać - piękno wysp kanaryjskich jest ogromne. Góry, ocean, plaże... Wszelkiego rodzaju krajobrazy.

Generalnie, rok za granicą przyniósł mi wiele niesamowitych momentów, nowe znajomości i sprawił, że jestem bardziej dojrzała.
Po pierwsze: kto nie kocha mieszkać tuż nad oceanem. Muszę przyznać: to było cudowne, spacery nadbrzeżem, słuchanie fal uderzających w brzeg, oddychanie jodem każdego dnia... Był tylko jeden problem. Miłość mojego życia była 4119 km stamtąd (według Map Google, najkrótszy dystans). Jestem tego typu osobą, która nie umie cieszyć się pięknymi widokami tak bardzo bez swojej drugiej połówki u boku. To był tak naprawdę główny problem podczas mojej kanaryjskiej przygody - tak, długodystansowa relacja jest do bani.

Za każdym razem gdy działo się coś fajnego, na przykład Karnawał który jest wydarzeniem, na którym TRZEBA BYĆ w Hiszpanii, nie mogłam być tam w 100 % moim sercem i myślami. Oczywiście, bawiłam się, skłamałabym gdybym powiedziała, że nie. Jednak czegoś tam brakowało, coś nie było w porządku, nie powinnam być tam sama, nie powinnam tak dobrze się bawić podczas gdy mój chłopak ciężko pracował wiele mil dalej. Tak się czułam. Wiem teraz, że nie powinnam - oczywiście byłoby lepiej gdyby mógł być tam ze mną, ale wszyscy mamy tylko jedno życie, więc powinniśmy wykorzystać je w pełni i próbować cieszyć się każdą chwilą jakby była naszą ostatnią... Tylko w moim przypadku ta ostatnia chwila powinna być z nim. ;) Walczyłam sama ze sobą, żeby nie myśleć o fakcie, że Kosio właściwie chciał pojechać tam ze mną, chciał wziąć "gap year" i rzucić się w ten nieznany świat na jeden rok razem ze mną. Ale ja oczywiście "wiedziałam lepiej". Sądziłam, że to nie jest dobry pomysł, nie powinien zostawiać wszystkiego i może nawet zrezygnować ze swojej przyszłej kariery przeze mnie. Myślałam, że to przetrwamy. I tak się stało! :) Zmagając się, ze zmartwieniami, z milionami myśli na minutę, z kłótniami przez skype'a, z byciem na siebie złymi i czasem prawie nienawiścią do siebie nawzajem - ale to wszystko pokazało tylko, że możemy przejść razem wszystko i ostatecznie miłość zawsze wygrywa.

Kolejną "negatywną" częścią mojej erasmusowej wymiany było coś, co nie każdy nazwałby negatywnym. ;) Musiałam się uczyć. "Nie pojechałaś tam, żeby to robić?" - pytasz. Tak, pojechałam. Ale pojechałam tam także po przygody, po zwiedzanie, po imprezy - i przez wydział na którym byłam naprawdę, autentycznie musiałam spędzać niektóre wieczory z nosem w książkach podczas gdy studenci z innych departamentów byli na tzw. "boat parties" (imprezy na łodzi). Myślę, że tego żałuję najbardziej - bycie na Gran Canarii i nie wzięcie udziału w ani jednej boat party!

Na szczęście, znalazłam trochę czasu na socjalizowanie się, zaprzyjaźniłam się z ludźmi z całego świata, wzięłam udział w Karnawale - który każdy MUSI przeżyć choć raz w życiu, naprawdę niesamowite, pełne kolorów, szczęścia i szaleństwa wydarzenie... i w "la romeria" która jest całodziennym katolickim świętem składającym się z tradycyjnych tańców, śpiewania religijnych psalmów i piosenek i wielkiej ilości pysznego jedzenia. Ja byłam na romerii de Santiago Apostol, w miejscowości Gáldar i było to coś innego, świetnego, niezapomnianego. Co więcej, zbliżyłam się z ludźmi których znałam wcześniej z uniwersytetu w Walii i zostaliśmy bardzo bliskimi przyjaciółmi - mają specjalne miejsce w moim sercu.

Nabyłam trochę profesjonalnego doświadczenia ucząc języka angielskiego w szkole językowej, gdzie również trenowałam i bardzo udoskonaliłam mój hiszpański. Dodatkowo miałam okazję studiować inne języki w Universidad de Las Palmas de Gran Canaria.
Początkowo myślałam, że uczenie się hiszpańskiego po angielsku jest trudne. Ale z czasem tak przyzwyczaiłam się do angielskiego, że stało się to dla mnie normalne. Później - dzięki roku za granicą - zaczęłam studiować język chiński po hiszpańsku! To dopiero wyzwanie :D

I na zakończenie, choć to nie kwestia mniej ważna, dorosłam i dojrzałam.
Nie wiem dlaczego, mam wrażenie że zaaklimatyzowanie się w UK było dla mnie w jakiś sposób łatwiejsze. Może było tak przez język, może przez to, że od dziecka uczyłam się angielskiego - i o Wielkiej Brytanii i generalnie jesteśmy w Polsce bardziej zaznajomieni z Wielką Brytanią niż Hiszpanią. Może bo minęło już całkiem sporo czasu odkąd wprowadziłam się do UK, więc nie pamiętam już za dobrze jak trudno było na początku. Nie jestem pewna. Wiem za to że musiałam znowu zająć się wszystkim sama - szukać mieszkania sama, płacić rachunki sama, założyć konto w banku - znowu w obcym kraju i musiałam być daleko od ludzi, których kocham. Dlatego też posiadanie tam przyjaciół było takie ważne i bardzo bardzo pomocne - DZIĘKUJĘ, drużyno "K", jeśli to czytacie.

Hiszpania jest piękna. 'Erasmus' jest niesamowity. Przygody są wartościowe.
Nie żałuję, że wybrałam się na Gran Canarię nawet pomimo bycia osobno z moim chłopakiem przez rok. Poza tym, czasem mnie odwiedzał. Myślę, że dużo zyskałam i - jeśli chodzi o nas - mieliśmy mały życiowy egzamin dla naszej miłości.

Jeśli jesteś studentem zastanawiającym się czy powinien to zrobić i nie jesteś pewien, czy rok za granicą jest dla ciebie - zadaj sobie cztery pytania z mojego poprzedniego posta. Jeśli nadal nie jest to dla ciebie oczywiste - po prostu to zrób. Co masz do stracenia? Pamiętaj, nikt nie może cię do niczego zmusić, zawsze jest jakieś wyjście - jeśli coś pójdzie nie tak, możesz zawsze wrócić do domu. Uważam, że to lepsze niż stracenie szansy na przygodę twojego życia.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz